Ja też bym poszła na piwo z Mentzenem…

…nie dlatego, że się zgadzamy. Ale dlatego, że trzeba umieć rozmawiać. Część komentatorów krzyknęła: „zdrada!”. Inni: „naiwność!”. A ja odpowiadam: dość tej plemiennej paranoi.

Wczoraj, po debacie prezydenckiej, wydarzyło się coś, co wzbudziło skrajne emocje. Rafał Trzaskowski i Radosław Sikorski usiedli przy jednym stole z Sławomirem Mentzenem. Było piwo. Była rozmowa. I – co najważniejsze – nie było wrzasku.

Nie muszę się zgadzać z Mentzenem. W wielu sprawach się nie zgadzam – i to zasadniczo. Ale wiecie co? Gdyby ktoś zaprosił mnie do stołu, by z nim porozmawiać, to bym usiadła. Tak po prostu. Bo albo chcemy żyć w Polsce, gdzie się rozmawia, albo dalej będziemy żyć w kraju, w którym każdy stale na siebie wrzeszczy.

Spotkanie Trzaskowskiego z Mentzenem nie było zdradą. Nie było też kampanijnym chwytem. To był symbol. Symbol tego, że w demokracji trzeba umieć wypić piwo z kimś, kto myśli inaczej – nie po to, by się zgodzić, ale po to, by spróbować zrozumieć.

Jeśli nie potrafimy już usiąść z kimś z innego świata poglądów – choćby na chwilę – to przestajemy być wspólnotą. A Polska to nadal jeden kraj. Jeden naród. I nawet jeśli mamy różne mapy, to warto sprawdzić, czy może choć jeden kierunek mamy wspólny.

Rozmowa nie oznacza zgody. Uścisk dłoni nie oznacza podpisania paktu. A piwo po debacie – nie jest deklaracją światopoglądową. Jest próbą, symboliczną i ludzką, zrobienia czegoś inaczej niż dotąd. Czegoś, czego w polskiej polityce bardzo dziś brakuje: normalności.

Dlatego powtórzę: ja też bym poszła na piwo z Mentzenem.

Z Bosakiem. Z Biedroniem. Z Szydło. Z każdym, kto byłby gotów rozmawiać ze mną po ludzku.

Bo polityka nie może polegać na wzajemnym odczłowieczaniu się. Bo demokracja to umiejętność spotkania się nawet tam, gdzie dzieli wszystko. I bo wierzę, że siła nie polega na tym, by mieć rację – ale by umieć słuchać, nawet jeśli boli.

Rafał Trzaskowski pokazał wczoraj, że ma odwagę rozmawiać, a nie tylko przemawiać. Że potrafi zejść ze sceny, schować ambicję do kieszeni i usiąść z tym, kto ma zupełnie inną wizję Polski. I to nie czyni go słabszym. Czyni go silniejszym. Czyni go prezydentem, jakiego Polska potrzebuje.

Zamiast więc krzyczeć „zdrada!” – może czas zapytać: czy ja też potrafiłabym usiąść i wysłuchać? Nie dla siebie. Dla Polski. Chcę mieć takiego prezydenta. A Ty, jeśli wahasz się, czy iść na wybory, przemyśl powyższe słowa.

Pozostaję z szacunkiem, również dla tych, którzy myślą inaczej,

Wioletta Śląska-Zyśk 🎀

Ta strona używa plików cookies.
Polityka ciasteczek
Informacje o cookies
AKCEPTUJĘ