Kiedy przyjeżdżam na wieś, pierwsze, co robię, to otwieram okno. Wpuszczam do domu zapach łąki i ogrodu.
Słyszę ciszę przerywaną tylko śpiewem ptaków i odległym szczekaniem psa. To jest ten moment, w którym tempo dnia zwalnia, a ja mogę odetchnąć spokojnie pełną piersią.
Wieś to dla mnie czarujący krajobraz, ale i sposób myślenia: spokojniejszy, uważniejszy. Tu ludzie wciąż żyją bardziej w rytmie natury.
Nie przyspieszają rzeczy, które potrzebują czasu. Potrafią się zatrzymać, żeby zamienić dwa słowa z sąsiadem, podać pomocną dłoń bez oczekiwania niczego w zamian.
Z perspektywy pracy w ochronie zdrowia wiem, jak bardzo potrzebujemy takiej swojskiej „wiejskości” w codziennym życiu: mniej pośpiechu, więcej relacji, więcej miejsca na prawdziwe rozmowy.
To tu, w tej ciszy, przychodzą mi do głowy rozwiązania, które potem stają się zarodkiem i inspiracją zmian w szpitalu.
Wieś daje mi siłę. I przypomina, że nawet najbardziej nowoczesne systemy i procedury muszą mieć w sobie ten ludzki, ciepły pierwiastek. Bo tylko wtedy działają naprawdę.
Kiedy system ochrony zdrowia zmienia się na naszych oczach, nie przez kolejne regulacje, a przez ludzi z pasją, warto ich zauważyć. I docenić.
Dlatego w tym roku z ogromną dumą zgłaszam do konkursu Portrety Polskiej Medycyny 2025, organizowanego przed XXI Forum Rynku Zdrowia, wyjątkowych lekarzy związanych z naszym regionem.
To oni codziennie, ofiarnie i bez fanfar, robią coś naprawdę wielkiego.
dr n. med. Magdalena Zakrzewska – alergolog z innowacyjnym spojrzeniem
Wprowadziła alergologię w naszym regionie na nowy poziom, łącząc innowacje z dostępnością dla pacjentów. Jej zapał inspiruje, a podejście zmienia standardy.
dr n. med. Agnieszka Biernacka – specjalistka z sercem do rehabilitacji
Nie tylko leczy, ale i przełamuje schematy. Tworzy programy dla kobiet po raku piersi i rozwija projekt e-hybryd, stawiając na technologię w powrocie do zdrowia.
lek. Jarosław Kołb-Sielecki – onkolog z międzynarodowym doświadczeniem
Znany w Polsce i za granicą, zapewnia pacjentom dostęp do najnowszych terapii, w tym badań klinicznych. Jego wiedza i charyzma robią różnicę.
dr n. med. Grzegorz Kulesza – torakochirurg z zacięciem lidera
Koordynuje oddział torakochirurgii, budując zespół z ambicjami globalnymi wspiera staże zagraniczne, myśląc o przyszłości medycyny.
lek. Piotr Przelaskowski – ekspert precyzyjnej diagnostyki
Zaprosił do nas nawigację bronchoskopową, podnosząc poziom diagnostyki płuc. Jego umiejętności przyciągają lekarzy z całej Polski na wymianę doświadczeń.
dr n. med. Mieszko Mieszkowski – wizjoner zarządzania w ochronie zdrowia
Po stażu w Holandii stawia na digitalizację i współpracę. Jego podejście pokazuje, że przyszłość medycyny to połączenie technologii z empatią.
dr n. med. Ewa Malinowska – lekarz-opoka z ludzkim obliczem
Specjalistka, która zostaje po godzinach dla pacjentów. Jej wiedza i zaangażowanie to fundament naszego ośrodka.
Rozpoczęła w naszym ośrodku diagnostykę i leczenie bezdechu sennego. Jej praca ratuje zdrowie pacjentów, poprawia jakość życia i przywraca spokojny sen.
lek. Jacek Owczarczyk – strateg zdrowia i innowacji
Zastępca dyrektora ds. medycznych w WMCCP, który łączy lekarską wiedzę z wyjątkowym wyczuciem do wdrażania nowoczesnych rozwiązań. Dzięki jego zaangażowaniu szpital rozwija się w zgodzie z najwyższymi standardami medycznymi.
lek. Hanna Kudyba-Bizon – pogromczyni “zapomnianej” choroby
Koordynatorka Oddziału Gruźlicy w Warmińsko-Mazurskim Centrum Chorób Płuc. Od lat prowadzi terapię choroby, która choć wydaje się odległa wciąż zbiera żniwo. Gruźlica to wyzwanie: długie leczenie, społeczny stygmat, trudna diagnostyka. A mimo to dr Kudyba-Bizon z niezłomną konsekwencją walczy o zdrowie i godność pacjentów.
Nominacja poza schematem
I jeszcze jedna, nietypowa, ale jakże zasłużona nominacja!
W kategorii Menedżer Rynku Zdrowia 2025 zdecydowałam się zgłosić… Zarząd Województwa Warmińsko-Mazurskiego.
Tak, wiem, to nie nazwisko, ale zespół. I nie ze szpitalnych oddziałów, a z urzędu. Ale to właśnie ten zespół konsekwentnie wspiera rozwój naszych szpitali. Od strategii zdrowotnych, przez konkursy grantowe, aż po inicjatywy społeczne, profilaktyczne i technologiczne.
Dzięki wsparciu tych konkretnych ludzi szpitale w naszym regionie wdrażają zmiany, które namacalnie poprawiają jakość profilaktyki, leczenia i rehabilitacji pacjentów nie tylko z Warmii i Mazur.
Ta nominacja to specjalny ukłon w stronę samorządu, który nie tylko asystuje, lecz aktywnie współtworzy system ochrony zdrowia w regionie.
Masz kogoś na oku?
Zgłoszenia do konkursu przyjmowane są do 15 sierpnia 2025 r. Kategorie: lekarz, menadżer zdrowia, wydarzenie związane ze zdrowiem.
Jeśli znacie osoby, instytucje czy wydarzenia warte uwagi w medycynie, napiszcie do mnie na wslaskazysk@wmccp.pl a ja przekażę zgłoszenie Kapitule Konkursu.
W ten sposób choć symbolicznie docenimy tych, którzy kształtują przyszłość naszej służby zdrowia. A przecież od takich gestów czasem zaczynają się wielkie zmiany na lepsze!
Są takie chwile, które ładują człowieka lepiej niż najmocniejsza kawa. Chwile, które przypominają o tym co w życiu najcenniejsze. Dla mnie jedną z nich był powrót do miejsca, od którego zaczęło się wszystko, co ważne i wartościowe w moim życiu.
Myślałam, że wystarczy krótki post na Facebooku. Ale nie wystarczył. Emocje wygrały, więc rozwijam myśl tutaj. Bo Snopki zasługują na więcej niż kilka zdań w „socjalach”.
Snopki. Moja rodzinna wieś. 510 lat historii. I morze emocji.
Z pozoru zwykłe popołudnie: śpiewy, śmiech, rozmowy z sąsiadami, których znam „od zawsze”. Albo przynajmniej od czasów kompotu w słoikach i dzwonków w podstawówce.
Ale dla mnie to było coś więcej – jak zastrzyk czystej, życiowej energii. Bo te rozmowy, szczere, bez filtra, przypomniały mi, po co to wszystko.
Bo nieważne, dokąd zaprowadzi Cię życie. Zawsze niesiesz w sobie wspomnienia-relikwie. Dla mnie to zapach łąki o poranku, smak malin z krzaka i widok malw przed domem Mamy. Tego nie da się wyprzeć. I nie warto.
To nie sentymentalizm. To chłodna refleksja. Korzenie nie są po to, żeby Cię zatrzymać. Są po to, żeby dać Ci siłę. Z korzeniami idziesz dalej pewnie, stabilnie, w zgodzie ze sobą. Bez nich wszystko się chwieje.
W Snopkach poczułam wdzięczność. Radość. Dumę. I przemyślenia, jakich nie daje żaden coaching. A te wianki z żyta, maków i wstążek? Serio, mogłyby spokojnie podbić niejeden wybieg modowy.
Wracam do Was tym wpisem z wdzięcznością. I z przekonaniem, że warto wracać do miejsc, do ludzi i wartości. Choćby na chwilę. Bo to właśnie te chwile wytyczają nam właściwy azymut na burzliwym morzu codzienności.
„Życie jest jak pudełko czekoladek — nigdy nie wiesz, na co trafisz”. Forrest Gump miał rację. Ale dziś mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć: życie jest jak… blacha jagodzianek. Te same składniki. To samo ciasto. Ta sama kruszonka. A efekt? Zaskakująco różny. I właśnie w tym tkwi piękno.
W niedzielny poranek upiekłam dwie wersje tych samych jagodzianek. Jedne klasyczne – z otwartą duszą, pokazujące swoje wnętrze. Drugie – skryte, zamknięte, z sekretem w środku. I choć obie wersje pyszne, to ich różnorodność przypomniała mi coś ważnego o nas samych.
Bo my też jesteśmy jak te bułeczki. Z tym samym potencjałem, tą samą bazą, ale to, co z nami się stanie, zależy od tego, co zrobimy z tym codziennie ugniatanym „ciastem” naszych możliwości.
Dziś, piekąc i wdychając zapachy dzieciństwa, słuchałam inspirujących wykładów na YouTubie. Ot tak, z ciekawości. Kilka kliknięć i już jestem w wykładzie z Oksfordu, warsztacie mindfulness z Australii czy w porannej kawie z Klubem 555 Fryderyka Karzełka. Wiedza jest wszędzie. I to za darmo!
Sonia Szramek-Karcz, która ostatnio była u nas w szpitalu, pokazała nam, jak wiele można wynieść z otwartych źródeł. Wiedza to nie luksus. To wybór. W zasięgu ręki. Trzeba tylko chcieć po nią sięgnąć.
I właśnie do tego chcę Was dzisiaj zachęcić. Do sięgania. Do testowania różnych „przepisów” na siebie. Wynik może Was przyjemnie zaskoczyć . Eksperymentujcie. Łączcie codzienność z rozwojem. Uczcie się, piekąc chleb. Rozwijajcie się, podlewając kwiaty.
Bo to nie musi być albo-albo. Może być i-i.
Rozwój jest naprawdę w zasięgu ręki. Nawet tej umazanej sokiem z jagód.
Chciałam popełnić ten wpis o przyjemnościach wczoraj, w leniwą niedzielę, kiedy za oknem słońce, relaks, zero pośpiechu – wręcz idealny moment, prawda? Ale wtedy dopadło mnie to uczucie. Znasz je? Weekend jeszcze trwa, a w głowie już grają werble: „Jutro poniedziałek!”.
Lista zadań rośnie, a żołądek ściska znajomy niepokój. Witaj w klubie Sunday Scaries, czyli takich małych, wewnętrznych, namolnych – niedzielnych straszydeł!
Nie, to nie jest choroba. Jednak psychologowie nazywają tak stres, który czai się w niedzielę wieczorem, gdy myślimy o nadchodzącym tygodniu.
Trudność z zaśnięciem, lekkie rozdrażnienie, poczucie, że coś fajnego się kończy…
Brzmi znajomo? Statystyki są bezlitosne: aż 80% z nas to zna! To taki lęk przed tym, co czeka nas w pracy, w obowiązkach, w codziennym biegu.
Ale wiecie co? Nie musimy dawać się temu przytłoczyć. Klucz to drobne przyjemności – te malutkie rzeczy, które sprawiają, że życie smakuje lepiej.
I o tym chcę Wam dziś opowiedzieć, w ten poniedziałek, z kubkiem kawy w ręku.
Moje małe radości
Każdy z nas ma coś, co nas napędza. Dla mnie to poranna kawa. Wstaję, krzątam się po kuchni, szykuję śniadanie, a potem siadam z tym ciepłym kubkiem w dłoniach.
To mój moment. Niby tylko kwadrans, ale ładuje mnie na cały dzień. Gdy świat jeszcze śpi, ja mam swoją małą oazę spokoju.
Zresztą jak wielu z Was wie, gotowanie to moja miłość od lat.
Eksperymenty w kuchni, nowe smaki, a potem uśmiechy rodziny i sąsiadów, gdy częstuję ich rosołem z domowym makaronem czy pierogami z nietypowym farszem.
To jak bukiet kwiatów w nagrodę!
Uwielbiam też podróże. Nie muszą być na drugi koniec świata – czasem wystarczy wypad za miasto, by odkryć urokliwe zakątki naszego regionu.
No i nauka. To moja kolejna pasja! Kursy online, książki, rozmowy z ludźmi, którzy mają coś mądrego do powiedzenia – to wszystko sprawia, że czuję, jak rosnę.
Te drobiazgi to nie tylko przyjemności. To moja tarcza na niedzielne straszydła. To cicha obietnica: „Wiola, zasługujesz na radość”. I Ty też zasługujesz! Każdy z nas zasługuje.
A co sprawia radość Tobie?
Wiem, że życie bywa jak maraton – praca, dom, dzieci, obowiązki. Łatwo zapomnieć o sobie.
Ale zatrzymaj się na chwilę. Kiedy ostatnio zrobiliście coś tylko dla siebie?
Może to ciepła kąpiel z pachnącą świecą? Spacer z ulubioną playlistą? A może kawałek czekolady i serial, wiecznie odkładany na „kiedyś”?
Nie musisz zdobywać Mount Everestu, żeby poczuć się lepiej.
Czasem wystarczy jeden mały gest, by poniedziałek stał się przyjazny, a przynajmniej znośny.
Bo troska o siebie to nie egoizm – to wdzięczność za to, że jesteś i że masz siłę, by żyć pełnią życia: dla siebie i innych.
Wyzwanie na dziś
W ten poniedziałek rzucam Wam wyzwanie: znajdź jedną rzecz, która da Ci radość.
Może to nowa kawa do skosztowania? Telefon do bliskiej osoby? A może 10 minut z książką?
Napisz w komentarzu, co to będzie.
Chętnie poczytam również o Waszych małych przyjemnościach i pomysłach na te namolne niedzielne „straszydła”!
Niech ten tydzień będzie nasz, nawet jeśli zaczyna się od stresującego poniedziałku. Damy radę, bo mamy w sobie więcej siły niż myślimy.
A niedzielne straszydła? Spójrzmy im w oczy i powiedzmy: „Nie tym razem!”.
W każdej dużej organizacji – niezależnie, czy to szpital, korporacja, czy urząd – dużo mówi się o strukturach, stanowiskach, hierarchii. Dyrektorzy, zastępcy, kierownicy, specjaliści.
Znacznie rzadziej rozmawia się o tym, co naprawdę sprawia, że coś działa. Albo nie działa.
A przecież to nie tytuł decyduje, czy jesteś liderem.
Liderem jesteś wtedy, gdy bierzesz odpowiedzialność.
Masz stanowisko kierownicze?
To nie znaczy, że masz czekać na czyjś sygnał.
To znaczy, że masz podejmować decyzje. To znaczy, że:
Zapewniasz terminowość.
Dbasz o skuteczność.
Pilnujesz zgodności z prawem.
Monitorujesz efektywność działania.
Rekomendujesz rozwiązywanie problemów.
Oferujesz wsparcie zespołowi.
Reagujesz, gdy coś nie działa i potrafisz przewidywać sytuacje kryzysowe.
Lider nie musi znać wszystkich odpowiedzi.
Ale musi umieć powiedzieć: „To mój temat. Moja odpowiedzialność.”
W silnych organizacjach odpowiedzialność nie kończy się na zarządzie.
To łańcuch ludzi, którzy czują się współgospodarzami tego, co tworzą:
dyrektorzy i zastępcy,
kierownicy i koordynatorzy,
specjaliści – jeśli samodzielnie prowadzą proces.
Bo jeśli ten łańcuch czeka, a zespół milczy – nawet najlepiej zarządzana instytucja zaczyna dryfować.
Zadaj sobie dziś kilka prostych pytań:
Działasz czy zwlekasz?
Decydujesz czy unikasz?
Przejmujesz inicjatywę czy rozkładasz ręce?
Motywujesz czy trzymasz kciuki?
Monitorujesz i usprawniasz czy po prostu jesteś?
Bo kierowanie to nie funkcja w stopce maila.
To sposób, w jaki traktujesz pracę i ludzi.
A z perspektywy mojego własnego rozwoju?
Wiem jedno:
Tam, gdzie jestem dziś, to w ogromnej mierze efekt mojej pracy, brania odpowiedzialności i ciągłego uczenia się, rozwoju.
Rozwijam się, bo chcę. Bo szukam rozwiązań. Bo wyciągam wnioski.
Bo od lat stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej.
Bo pamiętam, że kierowanie to odpowiedzialność i przywilej.
Wiem, że entuzjazm po wyborach miesza się dziś z goryczą. I słusznie – demokracja nie polega na tym, że wszyscy myślą tak samo.
Demokracja to także krytyczne spojrzenia, niewygodne pytania, zaniepokojenie kierunkiem zmian. Dziękuję za te głosy. One też mają znaczenie.
Tak, frekwencja mogła być wyższa. Tak, Koalicja Obywatelska nie jest monolitem, ale przecież nigdy nie miała nim być. PSL nie udaje, że ma takie same poglądy jak Lewica, ani że wszyscy patrzymy na świat identycznie.
Różnimy się a mimo to chcemy ze sobą rozmawiać. I właśnie na tym polega siła demokracji: że zamiast wybierać między jednomyślnością a wojną, wybieramy współpracę.
Wiem, że dużej części Polaków trudno jest dziś traktować ten wybór jako zwycięstwo. Ja głosowałam na Rafała Trzaskowskiego. To był według mnie najlepszy wybór. Głosująca większość Polaków zdecydowała inaczej. Na tym polega demokracja.
Dlatego dziękuję wszystkim z Was, którzy poszliście do urn. Dziękuję też tym, którzy dziś patrzą krytycznie i pytają: czy to wystarczy?
Nie, to nie wystarczy. Teraz czas na odpowiedzialność – po obu stronach.
Władza musi słuchać.
Społeczeństwo patrzeć na ręce.
A my, polityczki i politycy musimy zrozumieć, że wzajemny szacunek to nie opcja.
…nie dlatego, że się zgadzamy. Ale dlatego, że trzeba umieć rozmawiać. Część komentatorów krzyknęła: „zdrada!”. Inni: „naiwność!”. A ja odpowiadam: dość tej plemiennej paranoi.
Wczoraj, po debacie prezydenckiej, wydarzyło się coś, co wzbudziło skrajne emocje. Rafał Trzaskowski i Radosław Sikorski usiedli przy jednym stole z Sławomirem Mentzenem. Było piwo. Była rozmowa. I – co najważniejsze – nie było wrzasku.
Nie muszę się zgadzać z Mentzenem. W wielu sprawach się nie zgadzam – i to zasadniczo. Ale wiecie co? Gdyby ktoś zaprosił mnie do stołu, by z nim porozmawiać, to bym usiadła. Tak po prostu. Bo albo chcemy żyć w Polsce, gdzie się rozmawia, albo dalej będziemy żyć w kraju, w którym każdy stale na siebie wrzeszczy.
Spotkanie Trzaskowskiego z Mentzenem nie było zdradą. Nie było też kampanijnym chwytem. To był symbol. Symbol tego, że w demokracji trzeba umieć wypić piwo z kimś, kto myśli inaczej – nie po to, by się zgodzić, ale po to, by spróbować zrozumieć.
Jeśli nie potrafimy już usiąść z kimś z innego świata poglądów – choćby na chwilę – to przestajemy być wspólnotą. A Polska to nadal jeden kraj. Jeden naród. I nawet jeśli mamy różne mapy, to warto sprawdzić, czy może choć jeden kierunek mamy wspólny.
Rozmowa nie oznacza zgody. Uścisk dłoni nie oznacza podpisania paktu. A piwo po debacie – nie jest deklaracją światopoglądową. Jest próbą, symboliczną i ludzką, zrobienia czegoś inaczej niż dotąd. Czegoś, czego w polskiej polityce bardzo dziś brakuje: normalności.
Dlatego powtórzę: ja też bym poszła na piwo z Mentzenem.
Z Bosakiem. Z Biedroniem. Z Szydło. Z każdym, kto byłby gotów rozmawiać ze mną po ludzku.
Bo polityka nie może polegać na wzajemnym odczłowieczaniu się. Bo demokracja to umiejętność spotkania się nawet tam, gdzie dzieli wszystko. I bo wierzę, że siła nie polega na tym, by mieć rację – ale by umieć słuchać, nawet jeśli boli.
Rafał Trzaskowski pokazał wczoraj, że ma odwagę rozmawiać, a nie tylko przemawiać. Że potrafi zejść ze sceny, schować ambicję do kieszeni i usiąść z tym, kto ma zupełnie inną wizję Polski. I to nie czyni go słabszym. Czyni go silniejszym. Czyni go prezydentem, jakiego Polska potrzebuje.
Zamiast więc krzyczeć „zdrada!” – może czas zapytać: czy ja też potrafiłabym usiąść i wysłuchać? Nie dla siebie. Dla Polski. Chcę mieć takiego prezydenta. A Ty, jeśli wahasz się, czy iść na wybory, przemyśl powyższe słowa.
Pozostaję z szacunkiem, również dla tych, którzy myślą inaczej,
Rzadko są w świetle reflektorów, ale bez nich nic by nie zadziałało.
W ubiegłym tygodniu swój dzień świętowali m.in. farmaceuci i opiekunowie medyczni. U nas każdy taki dzień to okazja, by powiedzieć: widzimy Was. Doceniamy. Dziękujemy.
Diagności nie mogą się pomylić. W probówce jest czyjeś życie. Farmaceuci przygotowują drogie, często jedyne w leczeniu leki dla pacjentów onkologicznych. Robią to precyzyjnie – w ciszy i skupieniu.
To samo nasi fachowcy – cały pion administracyjny i techniczny. Kto dba, by były wszystkie materiały? By było bezpiecznie? By podpisane były umowy, spełnione formalności, dostępny tlen? By grzało? By działało? Hydraulicy, elektrycy, pracownicy gospodarczy. Nie błyszczą. Jednak to oni trzymają ten gmach w pionie.
Nie o wszystkich dziś powiem. Ale chcę powiedzieć zwłaszcza o tych, których najczęściej nie widać.
To nie są „pomocnicy”. To fachowcy. Wyszkoleni. Zaangażowani. Gotowi do działania – także w nocy i święta.
W szpitalu nie ma ludzi „z drugiego planu”. Tu każdy jest współautorem naszego zdrowia.
Dziękuję. I mam nadzieję, że ten wpis przeczytają też pacjenci.
Bo jeśli kiedyś zostaniecie w sali sami, z badaniem, czekając na wynik – to wiedzcie jedno: ktoś, kogo nie widzicie, właśnie może ratować Wasze życie.
Czasami wystarczy chwila spokoju, kilka przeczytanych stron i śpiew ptaków za oknem, żeby poukładać w głowie to, co naprawdę ważne. A może właśnie dlatego lubię takie momenty. Bo polityka – ta prawdziwa, ludzka – nie zaczyna się od wielkich słów, tylko od prostego pytania: co mogę zrobić dobrego, tu i teraz?
Ten wpis powstaje podczas krótkiego urlopu. Łapię oddech nad lazurowym morzem, z kubkiem kawy w ręku, sześcioma książkami [z których przeczytam pewnie trzy 😅] i głową pełną myśli. Nie o wielkiej polityce, ale o tej, która ma znaczenie. Bo naprawdę wierzę, że największą innowacją, jaką dziś możemy sobie i światu zaoferować, jest… otwartość.
Odwaga wychodzenia poza schematy
Nasze pokolenie nie miało łatwo. Ile razy słyszeliśmy: „Nie dotykaj”, „uważaj”, „nie podchodź”, „zjedz wszystko z talerza”, „nie mazgaj się”, „nie bądź dzieckiem”…? Uczyliśmy się życia na zasadzie: nie wychodź poza linię! A przecież to właśnie „wychodzenie poza linię” czy jak to się dziś modnie mawia: „out of the box” rozwija najbardziej.
I dziś, kiedy patrzę na młodych ludzi, widzę, że nie możemy powielać tych starych schematów. Bo świat się zmienił. I my musimy się zmieniać z nim.
Satysf…Akcja!
Uwielbiam to słowo: satysfakcja. Już wiecie, dlaczego. Bo kończy się na „akcja”. To przypomnienie, że nic się samo nie zrobi. Sukces nie przychodzi od siedzenia i czekania. Sukces to 10 procent pomysłu i może talentu a 90 procent potu. No ale ile radości, kiedy „się uda”!
I dlatego pracujemy nad kolejnym projektem. Z gronem wspaniałych ludzi wokół mnie i wiarą w sukces.
Mark Twain wiedział, co mówi
Ostatnio wróciłam do Marka Twaina. Uwielbiam jego styl, ironię, bystrość. Ale to jedno zdanie zapisałam sobie w notatniku i podkreśliłam trzy razy:
„By posuwać się naprzód, trzeba najpierw wyruszyć. By wyruszyć – rozłożyć zadanie na małe kroki. I zacząć od pierwszego.”
Taka właśnie jest myśl przewodnia mojego działania – w polityce, w pracy, w życiu.
Pisanie to też działanie
Wbrew pozorom – pisanie bloga to nie fanaberia. To dla mnie sposób, by się zatrzymać. Zebrać myśli. I – mam nadzieję – dać komuś impuls, odrobinę otuchy albo po prostu dobry cytat na lodówkę. Bo wierzę, że słowa mogą mieć moc. A jeśli z nich wyniknie jakaś „satysf…akcja!”, to tym lepiej!
Zabrałam na urlop sześć książek. Nie, nie przeczytam wszystkich. Ale może trzy? I może te trzy dadzą mi więcej niż tysiąc maili w tygodniu. Bo czasem, żeby iść do przodu, trzeba usiąść na chwilę – i w tej pozycji świadomie wytrzymać, co paradoksalnie wcale nie jest takie łatwe…Ściskam Was mocno z miejsca, gdzie nie trzeba Wi-Fi, żeby złapać dobre połączenie… ze sobą!
Miałam zaszczyt reprezentować Warmińsko-Mazurskie Centrum Chorób Płuc podczas panelu „Innowacje w zdrowiu” na XVII Europejskim Kongresie Gospodarczym.
Tematy? Kluczowe dla nas wszystkich: sztuczna inteligencja w medycynie, Europejska Przestrzeń Danych Zdrowotnych, refundacja cyfrowych wyrobów medycznych oraz praktyczne wdrażanie technologii w szpitalach.
Debata była niezwykle ciekawa, bo… unaoczniła wiele problemów. Bo spójrzmy: innowacje to brzmi dumnie, tak, hm…, nowocześnie. Ale innowacje to nie tylko sprzęt, algorytmy, gadżety, „bajery” i futurystyczne wizje. To także – a może przede wszystkim – zmiana kultury zarządzania w szpitalach.
Dziś najbardziej potrzebujemy rozwiązań, które nie tylko leczą, ale ułatwiają życie pacjentom i pracownikom: wirtualnych asystentów, automatyzacji procesów, wsparcia konsultacji specjalistycznych w mniejszych ośrodkach.
W wypowiedzi na panelu podkreśliłam, że Polska ma potencjał, ale kuleje u nas wiedza proceduralna i finansowanie innowacji miękkich. Wdrażanie nowości jest zbyt wolne, brakuje systemowej tolerancji na próby i błędy. Innowacja bez ryzyka? Nie istnieje.
Wspomniałam też, że nie możemy zapominać o profilaktyce. W naszym szpitalu realizujemy program badań przesiewowych płuc. I widzimy na co dzień, jak wielką różnicę robi wczesna diagnostyka!
Jeden z panelistów zapytał: „Co jest motorem innowacji?” Odpowiedziałam: problemy są motorem, ale to marzenia zmieniają świat.
Jak powiedział w jednym z wywiadów Jeff Bezos: „Nauczyłem się jednej rzeczy. Jeśli chcesz zajść daleko, musisz myśleć szeroko. Nawet jeśli początkowo nikt cię nie rozumie”.
Dziękuję organizatorom za zaproszenie, a mojemu zespołowi z WMCCP za to, że miałam o czym mówić, stojąc na tak prestiżowej scenie dziejowych przemian.
To zaszczyt być częścią tego procesu.
A Europa? Europa szuka kierunku. Na szczęście – my również go wytyczamy!
Pamiętacie, jak pisałam Wam, że rozwój to nie luksus, tylko suma małych codziennych decyzji?
I tak oto, wieczorem, zrobiłam sobie chwilę przerwy, wyłączyłam powiadomienia w telefonie, zaparzyłam herbatę… i sięgnęłam po kilka artykułów o medycynie holistycznej.
Po angielsku. Bo przecież jeśli się rozwijać, to podwójnie – i mentalnie, i lingwistycznie.
Trochę przypadkiem trafiłam na coś, co mnie zachwyciło i… totalnie uspokoiło.
Czyli coś, co w Polsce coraz częściej nazywamy poetycko: kąpielą w dźwiękach natury.
Ale to nie metafora. To realna, przebadana metoda terapeutyczna.
Szum drzew.
Śpiew ptaków.
Cichy szmer wody.
O paradoksie! Dźwięki, które kiedyś były tłem codzienności, dziś stają się formą leczenia.
I tu odkryłam coś nowego: ornitoterapia, zwana też ptakoterapią.
Tak, dobrze czytacie. Już samo słuchanie ptaków, próba rozpoznania ich głosów, kierunku, z którego dochodzą – to forma terapii.
Dźwięki wydawane przez ptaki mają bezpośredni, korzystny wpływ na nasze samopoczucie i pracę mózgu.
Zamknij oczy. Posłuchaj. To też jest leczenie. Są na to badania naukowe!
Zainspirowana tą lekturą (którą czytam dalej, więc spodziewajcie się więcej!) od razu pomyślałam o tym, co robimy w naszym Warmińsko-Mazurskim Centrum Chorób Płuc.
Już za chwilę ruszamy z kolejną edycją programu holistycznej opieki nad pacjentem – dzięki wsparciu Samorządu Województwa (za co wielkie dzięki!).
Nie, to nie jest nowy trend – fanaberia z Instagrama.
Już Hipokrates mówił, że człowiek to więcej niż ciało.
Dlatego uruchamiamy zajęcia z lasoterapii, technik radzenia sobie ze stresem, jogi śmiechu.
I dlatego uczymy naszych pacjentów… jak oddychać.
To kontynuacja drogi, w którą naprawdę wierzę.
W projekcie oferujemy m.in. lasoterapię, techniki redukcji stresu, jogę śmiechu.
I tak – planujemy również kąpiele w dźwiękach natury i ornitoterapię.
Bo badania nie pozostawiają wątpliwości: pacjenci, którzy potrafią radzić sobie ze stresem, zdrowieją szybciej.
A żeby sobie radzić skutecznie, warto też pomóc sobie… nauką oddychania.
Technika 4–7–8. Cztery sekundy wdechu, siedem zatrzymania, osiem wydechu.
Spróbujcie teraz. Tak. Naprawdę.To działa. Ja to praktykuję. I nasi pacjenci też będą wspierali swoją drogę do zdrowia tą formą walki ze stresem, jaki niesie choroba.
Wielu z Was pyta, jak ja radzę sobie ze stresem. A przyznaję, bywa go w nadmiarze.
Odpowiedź nie zawsze jest prosta, ale zaczyna się od tego, by żyć wolniej — choć przez chwilę.
Zjeść wolniej. Oddychać wolniej.Usiąść. Zamknąć oczy. I być.
Nie dla świata — dla siebie.
Zbliżają się Święta Wielkanocne.Czas odradzania. Spokoju. Nadziei.
Dlatego dziś chcę Wam życzyć właśnie tego:
Ciszy, w której usłyszycie siebie.
Oddechu, który koi.
Dobrych myśli — i ludzi, którzy dają Wam siłę.
Wiary, że nie wszystko trzeba mieć pod kontrolą, żeby było dobrze.
Niech to będzie czas lekkości, życia w rytmie, który służy.
Niech to będą Święta uważne, pełne dobrej energii.
Zadbajcie o siebie. Oddychajcie. I rozwijajcie się – po swojemu.
A po świętach wracam do Was – z nową energią i… spokojniejszym oddechem! 🌼
Wzięłam ostatnio udział w panelu „Szpitale nowej generacji” podczas MCSC Impact Day 2025. Wiecie, taka konferencja, na której padają ważne słowa, pojawiają się slajdy z gradientem i wszyscy zgodnie kiwają głowami. Ale ja – jak zwykle – postanowiłam powiedzieć coś bardziej „naprawdę”. Coś, co nie kończy się w PowerPoincie, ale zostanie z nami na długo.
Powiedziałam to głośno: Innowacja bez empatii nie uzdrowi systemu.
I to nie jest pusty slogan – to moja filozofia działania.
Bo choć w ochronie zdrowia kochamy nowinki – sztuczną inteligencję, automatyzację, cyfrowe rejestratorki, elektroniczne systemy i wszelkie cudowne skróty – to nadal człowiek pozostaje sednem tej opowieści.
W WMCCP od dawna wdrażamy nowe technologie. Mamy BOT-a, który rejestruje pacjentów szybciej niż najszybsza rejestratorka. Ale tu nie chodzi o tempo. Chodzi o sens.
Bo dobrostan zespołu i jakość opieki to dwie strony tej samej monety. I ta moneta nie jest tokenem blockchainowym, tylko realnym doświadczeniem pracy i leczenia.
Automatyzacja procesów? Oczywiście.
Ale po to, by ludzie mogli robić to, co mają najcenniejsze: być z drugim człowiekiem – słuchać, wspierać, reagować, leczyć.
W trakcie panelu mówiłam wprost: wdrażanie innowacji to nie tylko software. To przede wszystkim soft skills.
Najczęstszą przyczyną nieudanych wdrożeń nie jest technologia. To czynnik ludzki – opór, brak przygotowania, lęk. I komunikacja, która czasem kuleje bardziej niż (szeptem!) nasz system finansowania.
Z tym mierzyliśmy się również podczas wdrażania wirtualnej rejestratorki.
Ten proces trwał aż rok… Popełniliśmy błędy. Ja też – nie zadbałam o odpowiednie przeszkolenie zespołu. Ale najważniejsze jest wyciąganie wniosków.
I właśnie dlatego dziś – wdrażając automatyzację procesów – tych błędów już nie popełniamy.
Od zawsze inspirują mnie: Kaizen, filozofia Toyoty, strategia błękitnego oceanu.
Ale dziś dodaję do tego jedną myśl, którą powinniśmy oprawić w ramkę w każdej dyrektorskiej sali spotkań:
„Digital health doesn’t work without people health.”
Czyli: żadna technologia nie zadziała, jeśli nie zadbamy o ludzi – ich kompetencje, emocje i potrzeby.
Dlatego mówię to jasno: szkolenia miękkie to nie fanaberia, to infrastruktura XXI wieku.
Chcesz mieć sprawny system? Zacznij od szkolenia z komunikacji.
I uczmy się wszyscy. Nie tylko na kursach (choć na nie wiecznie brakuje środków), ale też słuchając podcastów w drodze do pracy czy czytając książkę w weekendowy poranek. Bo komunikacja to podstawa w każdej dziedzinie życia.
Najlepiej zacząć od siebie. Tak, brzmi miękko. Ale to właśnie miękkie kompetencje będą twardą walutą przyszłości.
W moim przekonaniu jednostki ochrony zdrowia, które nie chcą zostać w tyle, powinny zatrzymać się na chwilę przy jednym ważnym pytaniu: Nie chodzi już o to, czy wdrażać innowacje.Tylko kiedy i jak robić to z głową?
Gdybym za każdym razem, kiedy to słyszę: „Wiola, Ty to znowu coś studiujesz?” dostawała choć złotówkę – miałabym już dawno opłacony kolejny semestr. A jednak to nie o kolekcjonowanie dyplomów tu chodzi. I nie o brawa. To coś więcej.
Jak powiedział Peter Drucker – mój duchowy mentor od lat:
„W świecie, który zmienia się szybciej niż kiedykolwiek, największym zagrożeniem jest… stanie w miejscu.”
Od finansów po coaching. Od mediacji po innowacje w zdrowiu.
Po ukończeniu studiów licencjackich, jeszcze w trakcie studiów magisterskich, zaczęłam swoją pierwszą podyplomówkę. Studiowałam jednocześnie ekonomię o specjalności rachunkowość i finanse. Potem było zarządzanie. Pracując w urzędzie miałam propozycję lepszej pensji w innym miejscu. Lecz nie przyjęłam jej. Zamiast… wybrałam rozwój osobisty. Chciałam działać, mieć większy wpływ na siebie i swoje losy.
Potem były zasoby ludzkie, mediacje, coaching, doradztwo zawodowe, rynek pracy, fundusze UE, psychologia pozytywna, MBA i dziś: innowacje w ochronie zdrowia.
Czy było łatwo? Nie. Czy było warto? Tak!
Bo jak każdy – też miewam kryzysy i gorsze dni. Wiem, że jestem wymagającym szefem. Nie każdy to lubi. Ale wymagam też dużo od siebie. I wierzę, że aby było lżej, czasem musi być trudniej. Wysiłek zawsze się opłaca.
Nie ukrywam – bardzo cenię otwartość, inicjatywę i zaangażowanie. I – mówiąc wprost – nie znoszę lenistwa.
Bo wiedza to nie obowiązek. To warunek.
Zarządzanie szpitalem to nie tylko liczby i procedury. To także emocje. Konflikty. Kryzysy. Ludzie.
Podjęłam temat automatyzacji procesów w szpitalu. To duże wyzwanie, zauważane już w całej Polsce. Muszę przyznać, że zarządzanie procesowe było jednym z najtrudniejszych przedmiotów na MBA.
Pamiętam, jak czasem ze łzami w oczach walczyłam z systemem Adonis, rysując skomplikowane diagramy. Ale lubię podejmować takie rękawice. Lubię próbować nowych rozwiązań, bo wiem, że dzięki temu mogę realnie odciążyć zespół – ułatwić pracę zarówno personelowi medycznemu, jak i administracyjnemu.
Wierzę, że lider nie musi wiedzieć wszystkiego. Ale musi tworzyć warunki, by zespół mógł się rozwijać. Eksperymentować. Uczyć się. I działać.
Dla mnie zarządzanie to nie tylko struktura. To przede wszystkim emocje i wartości.
Jako radna olsztyńska też działam w oparciu o wartości. Wiem, że polityka i wartości czasem brzmią jak antonimy – ale właśnie dlatego tak ważne jest, by o nich nie zapominać.
Z szacunku do ludzi, z którymi pracuję – chcę być wsparciem, partnerem, czasem wymagającym „rodzicem”, który daje poczucie bezpieczeństwa, ale też motywuje i inspiruje.
Bo jestem przekonana, że inteligencja emocjonalna to dziś najważniejsza kompetencja lidera. A sprawiedliwość – to najważniejsza wartość.
Dziś uczę się, by móc działać jeszcze skuteczniej. Ale zawsze – z tą samą motywacją: człowiek jest kluczem i priorytetem. I wiem, że tylko z innymi i wśród innych porażki bolą mniej, a sukcesy mają najsłodszy smak!