O spokoju, który daje siłę

Nie wiem, czy to przypadek, czy znak, ale na Dzień Szefa dostałam od mojego zespołu… talizman wewnętrznego spokoju. Piękną bransoletkę z kwarcu różowego i labradorytu. Te kamienie mają przynosić równowagę i harmonię. A do tego książka „365 dni, które zmienią Twoje życie” i wiele ciepłych słów.

Zrobiło mi się naprawdę wzruszająco.

Nie tylko dlatego, że dostałam coś pięknego.

Ale przede wszystkim dlatego, że ktoś pomyślał, zatrzymał się, poświęcił chwilę, by sprawić mi radość.

Że w tym zabieganym świecie komuś „chciało się”, tak po prostu, z serca.

I może właśnie dlatego te prezenty trafiły tak celnie.

Bo w tej biżuterii i książce ukryta była wiadomość, której potrzebowałam bardziej, niż się spodziewałam.

Bo prawda jest taka:

Szef to nie heros.

Szef to człowiek, który codziennie żongluje odpowiedzialnością, decyzjami i stresem.

To ktoś, kto potrafi gasić pożary, czasem nawet te, których nikt inny nie widzi.

I właśnie w tym całym pośpiechu łatwo zapomnieć, że lider też musi czasem usiąść, odetchnąć i złapać równowagę.

Przyznam, a zarządzam już ponad 20 lat, że dziś zarządza się inaczej i zdecydowanie trudniej niż kiedyś.

Jedną z kluczowych umiejętności współczesnego lidera jest budowanie zaangażowania.

To ogromne wyzwanie.

Bo w dużych organizacjach, gdzie pracuje kilkaset osób, atmosfery nie tworzy tylko szef.

Przy zespołach 50–70 osobowych jeszcze można to zrobić.

Ale przy 500 osobach to już wspólne dzieło: lidera, kierowników średniego i wyższego szczebla.

Rolą szefa jest wyznaczać standardy, tworzyć warunki, być sprawiedliwym i wymagającym. Jak rodzic.

Rodzic, którego nie zawsze rozumiemy od razu, czasem się buntujemy, ale po latach dostrzegamy, że wszystko, co robił, wynikało z troski i miłości.

I że warto było przejść ten trud.

Bo prawdziwa zmiana zaczyna się od postawy każdego z nas.

Od gotowości, by w trudnej sytuacji zadać sobie pytanie: „Co ja mogę zrobić, żeby to poprawić?”

Rezultaty przychodzą z czasem. Właśnie jak owoce, które dojrzewają powoli.

Ale to, czy warto na nie poczekać, zależy od indywidualnej postawy każdego z nas: zarządzającego, kierownika, pracownika.

A przy okazji pozdrawiam serdecznie wszystkich zaangażowanych. Zobaczmy dziś w innych dobre intencje!

I tak patrzę więc na ten talizman, myśląc sobie, że to piękna biżuteria, ale też coś więcej. To swoiste memento:

  • spokój nie jest luksusem, jest paliwem,
  • równowaga nie jest nagrodą, jest warunkiem,
  • a empatia nie jest słabością, jest siłą, bez której żaden zespół nie działa.

W szpitalu, którym kieruję, mamy dziesiątki zadań, setki decyzji i tysiące ludzkich historii.

To ogromne wyzwanie i przywilej jednocześnie.

Może właśnie dlatego ta bransoletka ma moc większą, niż mogłoby się wydawać.

Przypomina, że lider z sercem to nie oksymoron, tylko najlepsza możliwa strategia zarządzania.

Wierzę, że ten talizman naprawdę ma magiczną energię. Jeśli ma przypominać mi, że spokój to dziś najwyższa forma odwagi, będę go mieć przy sobie codziennie.

A książka? To piękne przypomnienie o równowadze między życiem zawodowym a osobistym, o rozwoju wewnętrznym i sztuce zatrzymania się na chwilę.

Bezcenne.

Raz jeszcze dziękuję z całego serca!

WSZ

POLACY NIE GĘSI… A mnie postawa gęsi fascynuje!

„Polacy nie gęsi…”, pisał Rej. A mnie postawa gęsi fascynuje. Przekornie mówiąc: od gęsi można się wiele nauczyć.

Bo gdybyśmy mieli w sobie – w dobrym polskim duchu – jeszcze więcej gęsiej solidarności, wiele rzeczy w naszym kraju (i w nas samych!) wyglądałoby inaczej.

Gęsi to fenomen natury. Lecą w charakterystycznym kluczu w kształcie litery „V”. To nie przypadek, to fizyka wspólnoty.

Każda kolejna gęś korzysta z prądu powietrza wytwarzanego przez tę przed nią. Dzięki temu cała grupa może przelecieć nawet o 70% dalej niż pojedynczy ptak.

Nie dlatego, że są silniejsze, tylko dlatego, że lecą razem.

A gdy jedna gęś wypadnie z szyku, np. chora lub zraniona, dwie inne natychmiast zniżają lot i siadają obok niej. Zostają, aż odzyska siły. Albo, jeśli nie ma już nadziei, do końca… Dopiero potem wracają do innego klucza.

Nie zostawiają słabszego. Nie mówią: „to nie moja sprawa”. W dodatku gęsi gęgają w locie, by dodawać sobie nawzajem odwagi. To ich sposób na motywację i wspólnotę.

Prosty. Skuteczny. Prawdziwy.

I kiedy tak myślę o naszych zespołach, organizacjach, instytucjach, o społeczeństwie w ogóle, marzy mi się, żebyśmy potrafili być bardziej jak te solidarne i wrażliwe na dobro wspólne gęsi.

Abyśmy nie gęgali, żeby siebie zagłuszać, tylko żeby się dopingować, motywować w duchu solidarności. Mniej rywalizować, a częściej lecieć razem.

Samotny lot, nawet najpiękniejszy, skończy się szybciej. A klucz zawsze doleci dalej.

W życiu, w pracy, w zdrowiu: siła tkwi we wspólnym locie!

WSZ

Wiedza bez praktyki jest jak mapa bez podróży, a praktyka bez wiedzy jak podróż bez mapy

Jeszcze kilka dni temu miałam zaszczyt uczestniczyć w konferencji Hospital360 – wydarzeniu pełnym innowacyjnych pomysłów, praktycznej wiedzy i dyskusji o kierunkach rozwoju ochrony zdrowia.

To był wielki haust naukowego i praktycznego powietrza – żywego, pulsującego, zakorzenionego w codziennych wyzwaniach szpitali, pracowników medycznych i niemedycznych oraz pacjentów.

A dziś? 1 października i inauguracja roku akademickiego na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Uroczystość podniosła, pełna tradycji i akademickiej powagi, a jednocześnie młodzieńczej świeżości. Tu wszystko dopiero się zaczyna: marzenia, wybory, pierwsze kroki w naukowym świecie.

Te dwa światy – praktyki i teorii – spotkały się we mnie w ciągu kilku dni. I przypomniały mi jedno: jeden bez drugiego nie ma sensu.

Wiedza bez praktyki jest jak mapa bez podróży.

Praktyka bez wiedzy – jak podróż bez mapy.

Dlatego tak mocno wierzę w mosty pomiędzy uczelnią a szpitalem, nauką a praktyką, marzeniem a działaniem. Bo to właśnie na tych mostach buduje się przyszłość, nie tylko medycyny, ale i całego życia społecznego.

Z wdzięcznością dla JM Rektora prof. Jerzego A. Przyborowskiego i całej społeczności UWM za wkład w wartościową przyszłość uczelni, miasta i regionu.

I z wiarą, że takich mostów będziemy tworzyć coraz więcej.

Bo przyszłość to nie wybór między teorią a praktyką. To sztuka łączenia jednego z drugim.

Hospital 360 – od małej inicjatywy do wielkiej debaty

Kiedy cztery miesiące temu pojawiła się myśl o zorganizowaniu konferencji, wyobrażaliśmy sobie raczej kameralne wydarzenie – jedno czy dwa spotkania, powiązane z naszymi projektami unijnymi. Ale mój zespół nie zna słowa „kameralnie”.

Każdy pomysł rodził następny, a energia rosła z dnia na dzień. I tak w ciągu kilku tygodni Hospital 360 rozrosło się do dwudniowego, pełnowymiarowego wydarzenia z równoległymi panelami i dziesiątkami prelegentów z całej Polski.

Byliśmy wręcz zaskoczeni. Liczba zgłoszeń przerosła nasze możliwości i musieliśmy niektórych chętnych zaprosić już na przyszłoroczną edycję. To najlepszy dowód na to, jak bardzo środowisko czekało na taką przestrzeń do rozmowy.

Nie ukrywam – kosztowało nas to ogrom pracy. Wielogodzinne przygotowania, wieczory spędzone do późna, weekendy poświęcone na dopinanie szczegółów. Ale zamiast zmęczenia, czuję dziś dodatkową siłę. Ten wysiłek miał wielki i głęboki sens.

Co się działo?

Rozmawialiśmy o szpitalu przyszłości – i to w szerokim spektrum tematów:

  • jak technologia i sztuczna inteligencja mogą wesprzeć lekarzy i pacjentów,
  • jak ograniczyć biurokrację, która przytłacza placówki,
  • o zagrożeniach, w tym cyberbezpieczeństwie,
  • o projektach międzynarodowych,
  • o przywództwie, zarządzaniu zmianą i procesami,
  • o zdarzeniach niepożądanych i cyfrowej transformacji,
  • oraz o niezwykle ważnym aspekcie medycznym: zdrowiu kobiet, sieci onkologicznej czy chorobach zakaźnych.

To była rozmowa szeroka – od teorii po praktykę zarządzania i leczenia. A jednocześnie bardzo konkretna, bo prowadzona przez tych, którzy każdego dnia organizują pracę szpitali, przyjmują pacjentów i podejmują trudne decyzje.

Naukowy… stand-up?

Wykład inauguracyjny prof. Macieja Błaszaka o mózgu w świecie sztucznej inteligencji miał formę przypominającą… stand-up. Naukowiec z UAM pokazał, że wiedzę można przekazywać w sposób nieoczywisty – a publiczność wciągnąć tak, by naprawdę chciała słuchać.

Dlaczego to ważne?

Przyszłość nie dzieje się sama – przyszłość się tworzy.

Hospital 360 pokazało, że w Olsztynie mamy odwagę być w centrum rozmów o ochronie zdrowia w Polsce. I to właśnie tu nasze głosy wybrzmiały najmocniej.

Podziękowania

Dziękuję wszystkim: mojemu zespołowi z WMCCP, partnerom z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego oraz z Instytutu Spraw Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Panu Marszałkowi Marcinowi Kuchcińskiemu, Jego Magnificencji Rektorowi UWM prof. Jerzemu Przyborowskiemu, dr inż. Januszowi Sasakowi z Instytutu Spraw Publicznych UJ, studentom oraz – przede wszystkim – znakomitym ekspertom i lekarzom z Olsztyna, Polski i zagranicy, którzy nam zaufali i przyjechali do Olsztyna.

Co dalej?

To dopiero początek. Już dziś mogę powiedzieć: Hospital 360 wróci za rok – z jeszcze większym rozmachem, bogatszym programem i – mam nadzieję – z szerszą reprezentacją międzynarodową.

A teraz… zobaczcie, jak wyglądały te dwa dni. Na stronie konferencji przygotowaliśmy dla Was galerie zdjęć: KLIKNIJ TUTAJ

Zapraszam, bo te zdjęcia oddają więcej niż tysiąc słów!

Dziękuję raz jeszcze z serca wszystkim zaangażowanym w organizację, przebieg i nagłośnienie konferencji.

Choroby płuc: niewidzialna epidemia, której nie możemy już ignorować

Statystyki nie pozostawiają złudzeń: rak płuca pozostaje najczęstszą przyczyną zgonów nowotworowych w Polsce, POChP dramatycznie zwiększa ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, a koszty społeczne chorób układu oddechowego liczymy w dziesiątkach miliardów złotych rocznie. A jednak wciąż mówimy o nich zbyt cicho.

Dlatego z ogromną satysfakcją uczestniczyłam w dwóch ważnych wydarzeniach w Warszawie:

  • w konferencji prasowej Polskiego Towarzystwa Chorób Płuc i Koalicji Zdrowe Płuca w warszawskiej siedzibie PAP,
  • w posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Chorób Płuc w Sejmie RP.

Podkreślałam, że choć szpitale pulmonologiczne w Polsce dysponują doskonałymi specjalistami, sprawnym zarządzaniem i nowoczesnym wyposażeniem, to duszą się finansowo. Leczymy coraz więcej pacjentów – radykalnie, zachowawczo jak i w ramach nowoczesnych programów lekowych. To ogromny sukces medycyny, ale bez odpowiedniego finansowania staje się poważnym problemem. 

Przychody z NFZ pokrywają jedynie część realnych kosztów. Szpitale zaczynają się dusić finansowo, mimo że robią dokładnie to, czego oczekuje od nich państwo i pacjenci.

Nie możemy dalej traktować chorób płuc jako tematu pobocznego. To nie tylko problem kliniczny. To problem społeczny, gospodarczy i cywilizacyjny.

Czas na narodową strategię pulmonologiczną. Strategię, która obejmie profilaktykę, wczesną diagnostykę, leczenie – w tym rehabilitację – i uczciwą wycenę procedur. Strategię, która wreszcie potraktuje płuca tak samo poważnie jak serce czy onkologię.

Zdrowe płuca to nie koszt. To inwestycja w Polaków, w polską gospodarkę, w przyszłość Polski.

Co wpływa na atmosferę wokół nas?

Często wydaje się nam, że to inni odpowiadają za atmosferę: przełożeni, współpracownicy, okoliczności. Że dopiero gdy ktoś zmieni swoje zachowanie, nam będzie łatwiej i lepiej. Tymczasem najprostsza i najbardziej transformująca zasada brzmi:

„Zamiast pytać, kto zawinił, zadaj sobie pytanie: co ja mogę zrobić, żeby tę sytuację poprawić?”

To trochę jak ze słynnym bon motem prezydenta Johna F. Kennedy’ego:

„Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie. Pytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju.”

W pracy działa dokładnie ta sama zasada – nie pytaj, co inni powinni zmienić, ale co ty możesz zrobić, by atmosfera była lepsza.

Nie mamy wpływu na reakcje wszystkich dookoła. Ale mamy wpływ na siebie – na słowa, ton głosu, na to, czy słuchamy z uwagą i szacunkiem, czy dopytujemy, by właściwie zrozumieć.

Jeśli każdy z nas weźmie odpowiedzialność za choćby mały fragment relacji – całość zacznie się zmieniać szybciej, niż się spodziewamy.

Budowanie dobrego zespołu nie polega na tym, że wszyscy są idealni. Polega na tym, że każdy bierze odpowiedzialność za swoje podejście.

Dlatego to pytanie skłania do głębszej refleksji. Do odkrycia, że to właśnie empatia i świadomość siebie są kluczem do współpracy, do atmosfery w pracy, a w konsekwencji – do jakości tego, co razem tworzymy.

Bo zmiana zawsze zaczyna się od pytania:

Co ja mogę zrobić, żeby tę sytuację poprawić?

To zdanie to proste, może nawet prostolinijne, ale jednocześnie potężne narzędzie budowania silnego zespołu i dobrych relacji. A to jest potrzebne człowiekowi z natury. Nie tylko w pracy.

Ksiądz prałat Mirosław Wachowski – skromność, wiedza i duchowość… z mojej ukochanej gminy Pisz (wieś Snopki)

Często, gdy myślę o ludziach, którzy mnie inspirują, trudno wskazać tylko jedną osobę. Bo podziw to nie jest coś jednowymiarowego – raz zachwyca mnie siła charakteru Margaret Thatcher, innym razem niezależność i wizja Coco Chanel. Bywa, że bliska jest mi postawa duchowa świętej Anieli, oddanej ludziom i wierze.

Ale zawsze, naprawdę zawsze, moje serce szczególnie bije dla ludzi skromnych, pełnych wiedzy i mądrości, a jednocześnie otwartych i serdecznych.

Taką osobą jest ksiądz prałat Mirosław Wachowski – pochodzący z mojej rodzinnej gminy Pisz (wieś Snopki), obecnie mianowany nuncjuszem apostolskim w Iraku. To człowiek niezwykły – nie tylko ze względu na swoją ścieżkę kapłańską i dyplomatyczną, ale przede wszystkim przez to, jakim jest człowiekiem.

Ksiądz Wachowski włada sześcioma językami. Przez lata pełnił wysokie funkcje dyplomatyczne w Stolicy Apostolskiej – od Senegalu, przez Wiedeń, aż po Sekretariat Stanu.

A jednak nigdy nie stracił tej zwyczajności, która tak ujmuje: zawsze bliski ludziom, prosty w kontakcie, serdeczny.

Potrafił celebrować mszę świętą na szkolnym boisku podczas jubileuszu 500-lecia Snopek a potem usiąść z każdym do stołu, zamienić słowo, uśmiechnąć się.

Dziś, kiedy obejmuje tak zaszczytną rolę nuncjusza w Iraku, czuję ogromną dumę. Dumę, że ktoś z Warmii i Mazur pełni tak wysoką funkcję w Kościele. Ale też radość, że ambasadorem naszego regionu w świecie jest człowiek skromny, mądry i pełen pokory.

Bo wielkość nie mierzy się zaszczytami, ale sercem i pokorą. Ks. Mirosław Wachowski jest tego najlepszym przykładem.

To opowieść o człowieku, ale też uniwersalna lekcja dla nas wszystkich, że prawdziwe przywództwo, w Kościele i w życiu, rodzi się nie z tytułów, lecz z postawy wobec innych.

Fot. https://www.vaticannews.va

Wieś daje mi siłę. I podpowiada, jak żyć w mieście!

Kiedy przyjeżdżam na wieś, pierwsze, co robię, to otwieram okno. Wpuszczam do domu zapach łąki i ogrodu.

Słyszę ciszę przerywaną tylko śpiewem ptaków i odległym szczekaniem psa. To jest ten moment, w którym tempo dnia zwalnia, a ja mogę odetchnąć spokojnie pełną piersią.

Wieś to dla mnie czarujący krajobraz, ale i sposób myślenia: spokojniejszy, uważniejszy. Tu ludzie wciąż żyją bardziej w rytmie natury.

Nie przyspieszają rzeczy, które potrzebują czasu. Potrafią się zatrzymać, żeby zamienić dwa słowa z sąsiadem, podać pomocną dłoń bez oczekiwania niczego w zamian.

Z perspektywy pracy w ochronie zdrowia wiem, jak bardzo potrzebujemy takiej swojskiej „wiejskości” w codziennym życiu: mniej pośpiechu, więcej relacji, więcej miejsca na prawdziwe rozmowy.

To tu, w tej ciszy, przychodzą mi do głowy rozwiązania, które potem stają się zarodkiem i inspiracją zmian w szpitalu.

Wieś daje mi siłę. I przypomina, że nawet najbardziej nowoczesne systemy i procedury muszą mieć w sobie ten ludzki, ciepły pierwiastek. Bo tylko wtedy działają naprawdę.

Portrety Polskiej Medycyny 2025: nasi ludzie, nasza siła, moje nominacje

Kiedy system ochrony zdrowia zmienia się na naszych oczach, nie przez kolejne regulacje, a przez ludzi z pasją, warto ich zauważyć. I docenić.

Dlatego w tym roku z ogromną dumą zgłaszam do konkursu Portrety Polskiej Medycyny 2025, organizowanego przed XXI Forum Rynku Zdrowia, wyjątkowych lekarzy związanych z naszym regionem.

To oni codziennie, ofiarnie i bez fanfar, robią coś naprawdę wielkiego.

dr n. med. Magdalena Zakrzewska – alergolog z innowacyjnym spojrzeniem

Wprowadziła alergologię w naszym regionie na nowy poziom, łącząc innowacje z dostępnością dla pacjentów. Jej zapał inspiruje, a podejście zmienia standardy.  

dr n. med. Agnieszka Biernacka – specjalistka z sercem do rehabilitacji

Nie tylko leczy, ale i przełamuje schematy. Tworzy programy dla kobiet po raku piersi i rozwija projekt e-hybryd, stawiając na technologię w powrocie do zdrowia.  

lek. Jarosław Kołb-Sielecki – onkolog z międzynarodowym doświadczeniem

Znany w Polsce i za granicą, zapewnia pacjentom dostęp do najnowszych terapii, w tym badań klinicznych. Jego wiedza i charyzma robią różnicę.  

dr n. med. Grzegorz Kulesza – torakochirurg z zacięciem lidera

Koordynuje oddział torakochirurgii, budując zespół z ambicjami globalnymi wspiera staże zagraniczne, myśląc o przyszłości medycyny. 

lek. Piotr Przelaskowski – ekspert precyzyjnej diagnostyki

Zaprosił do nas nawigację bronchoskopową, podnosząc poziom diagnostyki płuc. Jego umiejętności przyciągają lekarzy z całej Polski na wymianę doświadczeń.  

dr n. med. Mieszko Mieszkowski – wizjoner zarządzania w ochronie zdrowia

Po stażu w Holandii stawia na digitalizację i współpracę. Jego podejście pokazuje, że przyszłość medycyny to połączenie technologii z empatią.  

dr n. med. Ewa Malinowska – lekarz-opoka z ludzkim obliczem

Specjalistka, która zostaje po godzinach dla pacjentów. Jej wiedza i zaangażowanie to fundament naszego ośrodka.  

lek. Janina Rożek-Budna – pionierka diagnostyki snu 

Rozpoczęła w naszym ośrodku diagnostykę i leczenie bezdechu sennego. Jej praca ratuje zdrowie pacjentów, poprawia jakość życia i przywraca spokojny sen.

lek. Jacek Owczarczyk – strateg zdrowia i innowacji

Zastępca dyrektora ds. medycznych w WMCCP, który łączy lekarską wiedzę z wyjątkowym wyczuciem do wdrażania nowoczesnych rozwiązań. Dzięki jego zaangażowaniu szpital rozwija się w zgodzie z najwyższymi standardami medycznymi.

lek. Hanna Kudyba-Bizon – pogromczyni “zapomnianej” choroby

Koordynatorka Oddziału Gruźlicy w Warmińsko-Mazurskim Centrum Chorób Płuc. Od lat prowadzi terapię choroby, która choć wydaje się odległa wciąż zbiera żniwo. Gruźlica to wyzwanie: długie leczenie, społeczny stygmat, trudna diagnostyka. A mimo to dr Kudyba-Bizon z niezłomną konsekwencją walczy o zdrowie i godność pacjentów.

Nominacja poza schematem  

I jeszcze jedna, nietypowa, ale jakże zasłużona nominacja!

W kategorii Menedżer Rynku Zdrowia 2025 zdecydowałam się zgłosić… Zarząd Województwa Warmińsko-Mazurskiego.

Tak, wiem, to nie nazwisko, ale zespół. I nie ze szpitalnych oddziałów, a z urzędu. Ale to właśnie ten zespół konsekwentnie wspiera rozwój naszych szpitali. Od strategii zdrowotnych, przez konkursy grantowe, aż po inicjatywy społeczne, profilaktyczne i technologiczne.

Dzięki wsparciu tych konkretnych ludzi szpitale w naszym regionie wdrażają zmiany, które namacalnie poprawiają jakość profilaktyki, leczenia i rehabilitacji pacjentów nie tylko z Warmii i Mazur.

Ta nominacja to specjalny ukłon w stronę samorządu, który nie tylko asystuje, lecz aktywnie współtworzy system ochrony zdrowia w regionie.

Masz kogoś na oku?

Zgłoszenia do konkursu przyjmowane są do 15 sierpnia 2025 r. Kategorie: lekarz, menadżer zdrowia, wydarzenie związane ze zdrowiem. 

Jeśli znacie osoby, instytucje czy wydarzenia warte uwagi w medycynie, napiszcie do mnie na wslaskazysk@wmccp.pl a ja przekażę zgłoszenie Kapitule Konkursu.  

W ten sposób choć symbolicznie docenimy tych, którzy kształtują przyszłość naszej służby zdrowia. A przecież od takich gestów czasem zaczynają się wielkie zmiany na lepsze!

Wianki, które uczą pokory

Są takie chwile, które ładują człowieka lepiej niż najmocniejsza kawa. Chwile, które przypominają o tym co w życiu najcenniejsze. Dla mnie jedną z nich był powrót do miejsca, od którego zaczęło się wszystko, co ważne i wartościowe w moim życiu.

Myślałam, że wystarczy krótki post na Facebooku. Ale nie wystarczył. Emocje wygrały, więc rozwijam myśl tutaj. Bo Snopki zasługują na więcej niż kilka zdań w „socjalach”.

Snopki. Moja rodzinna wieś. 510 lat historii. I morze emocji.

Z pozoru zwykłe popołudnie: śpiewy, śmiech, rozmowy z sąsiadami, których znam „od zawsze”. Albo przynajmniej od czasów kompotu w słoikach i dzwonków w podstawówce.

Ale dla mnie to było coś więcej – jak zastrzyk czystej, życiowej energii. Bo te rozmowy, szczere, bez filtra, przypomniały mi, po co to wszystko.

Bo nieważne, dokąd zaprowadzi Cię życie. Zawsze niesiesz w sobie wspomnienia-relikwie. Dla mnie to zapach łąki o poranku, smak malin z krzaka i widok malw przed domem Mamy. Tego nie da się wyprzeć. I nie warto.

To nie sentymentalizm. To chłodna refleksja. Korzenie nie są po to, żeby Cię zatrzymać. Są po to, żeby dać Ci siłę. Z korzeniami idziesz dalej pewnie, stabilnie, w zgodzie ze sobą. Bez nich wszystko się chwieje.

W Snopkach poczułam wdzięczność. Radość. Dumę. I przemyślenia, jakich nie daje żaden coaching. A te wianki z żyta, maków i wstążek? Serio, mogłyby spokojnie podbić niejeden wybieg modowy.

Wracam do Was tym wpisem z wdzięcznością. I z przekonaniem, że warto wracać do miejsc, do ludzi i wartości. Choćby na chwilę. Bo to właśnie te chwile wytyczają nam właściwy azymut na burzliwym morzu codzienności.

Jagodzianki a rozwój osobisty, czyli dwie pieczenie na jednym ogniu

„Życie jest jak pudełko czekoladek — nigdy nie wiesz, na co trafisz”. Forrest Gump miał rację. Ale dziś mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć: życie jest jak… blacha jagodzianek. Te same składniki. To samo ciasto. Ta sama kruszonka. A efekt? Zaskakująco różny. I właśnie w tym tkwi piękno.

W niedzielny poranek upiekłam dwie wersje tych samych jagodzianek. Jedne klasyczne – z otwartą duszą, pokazujące swoje wnętrze. Drugie – skryte, zamknięte, z sekretem w środku. I choć obie wersje pyszne, to ich różnorodność przypomniała mi coś ważnego o nas samych.

Bo my też jesteśmy jak te bułeczki. Z tym samym potencjałem, tą samą bazą, ale to, co z nami się stanie, zależy od tego, co zrobimy z tym codziennie ugniatanym „ciastem” naszych możliwości.

Dziś, piekąc i wdychając zapachy dzieciństwa, słuchałam inspirujących wykładów na YouTubie. Ot tak, z ciekawości. Kilka kliknięć i już jestem w wykładzie z Oksfordu, warsztacie mindfulness z Australii czy w porannej kawie z Klubem 555 Fryderyka Karzełka. Wiedza jest wszędzie. I to za darmo!

Sonia Szramek-Karcz, która ostatnio była u nas w szpitalu, pokazała nam, jak wiele można wynieść z otwartych źródeł. Wiedza to nie luksus. To wybór. W zasięgu ręki. Trzeba tylko chcieć po nią sięgnąć.

I właśnie do tego chcę Was dzisiaj zachęcić. Do sięgania. Do testowania różnych „przepisów” na siebie. Wynik może Was przyjemnie zaskoczyć . Eksperymentujcie. Łączcie codzienność z rozwojem. Uczcie się, piekąc chleb. Rozwijajcie się, podlewając kwiaty.

Bo to nie musi być albo-albo. Może być i-i.

Rozwój jest naprawdę w zasięgu ręki. Nawet tej umazanej sokiem z jagód.

Z serca, Wiola

Nie lubię poniedziałków? O niedzielnych straszydłach i magii małych radości

Chciałam popełnić ten wpis o przyjemnościach wczoraj, w leniwą niedzielę, kiedy za oknem słońce, relaks, zero pośpiechu – wręcz idealny moment, prawda? Ale wtedy dopadło mnie to uczucie. Znasz je? Weekend jeszcze trwa, a w głowie już grają werble: „Jutro poniedziałek!”.

Lista zadań rośnie, a żołądek ściska znajomy niepokój. Witaj w klubie Sunday Scaries, czyli takich małych, wewnętrznych, namolnych – niedzielnych straszydeł!

Nie, to nie jest choroba. Jednak psychologowie nazywają tak stres, który czai się w niedzielę wieczorem, gdy myślimy o nadchodzącym tygodniu. 

Trudność z zaśnięciem, lekkie rozdrażnienie, poczucie, że coś fajnego się kończy… 

Brzmi znajomo? Statystyki są bezlitosne: aż 80% z nas to zna! To taki lęk przed tym, co czeka nas w pracy, w obowiązkach, w codziennym biegu.

Ale wiecie co? Nie musimy dawać się temu przytłoczyć. Klucz to drobne przyjemności – te malutkie rzeczy, które sprawiają, że życie smakuje lepiej. 

I o tym chcę Wam dziś opowiedzieć, w ten poniedziałek, z kubkiem kawy w ręku.

Moje małe radości 

Każdy z nas ma coś, co nas napędza. Dla mnie to poranna kawa. Wstaję, krzątam się po kuchni, szykuję śniadanie, a potem siadam z tym ciepłym kubkiem w dłoniach. 

To mój moment. Niby tylko kwadrans, ale ładuje mnie na cały dzień. Gdy świat jeszcze śpi, ja mam swoją małą oazę spokoju.

Zresztą jak wielu z Was wie, gotowanie to moja miłość od lat. 

Eksperymenty w kuchni, nowe smaki, a potem uśmiechy rodziny i sąsiadów, gdy częstuję ich rosołem z domowym makaronem czy pierogami z nietypowym farszem. 

To jak bukiet kwiatów w nagrodę! 

Uwielbiam też podróże. Nie muszą być na drugi koniec świata – czasem wystarczy wypad za miasto, by odkryć urokliwe zakątki naszego regionu.

No i nauka. To moja kolejna pasja! Kursy online, książki, rozmowy z ludźmi, którzy mają coś mądrego do powiedzenia – to wszystko sprawia, że czuję, jak rosnę.

Te drobiazgi to nie tylko przyjemności. To moja tarcza na niedzielne straszydła. To cicha obietnica: „Wiola, zasługujesz na radość”. I Ty też zasługujesz! Każdy z nas zasługuje.

A co sprawia radość Tobie? 

Wiem, że życie bywa jak maraton – praca, dom, dzieci, obowiązki. Łatwo zapomnieć o sobie. 

Ale zatrzymaj się na chwilę. Kiedy ostatnio zrobiliście coś tylko dla siebie? 

Może to ciepła kąpiel z pachnącą świecą? Spacer z ulubioną playlistą? A może kawałek czekolady i serial, wiecznie odkładany na „kiedyś”?

Nie musisz zdobywać Mount Everestu, żeby poczuć się lepiej. 

Czasem wystarczy jeden mały gest, by poniedziałek stał się przyjazny, a przynajmniej znośny. 

Bo troska o siebie to nie egoizm – to wdzięczność za to, że jesteś i że masz siłę, by żyć pełnią życia: dla siebie i innych.

Wyzwanie na dziś 

W ten poniedziałek rzucam Wam wyzwanie: znajdź jedną rzecz, która da Ci radość. 

Może to nowa kawa do skosztowania? Telefon do bliskiej osoby? A może 10 minut z książką? 

Napisz w komentarzu, co to będzie. 

Chętnie poczytam również o Waszych małych przyjemnościach i pomysłach na te namolne niedzielne „straszydła”! 

Niech ten tydzień będzie nasz, nawet jeśli zaczyna się od stresującego poniedziałku. Damy radę, bo mamy w sobie więcej siły niż myślimy. 

A niedzielne straszydła? Spójrzmy im w oczy i powiedzmy: „Nie tym razem!”. 

Ściskam Was mocno, Wiola 🎀

Kierowanie zespołem to odpowiedzialność. Na każdym szczeblu

W każdej dużej organizacji – niezależnie, czy to szpital, korporacja, czy urząd – dużo mówi się o strukturach, stanowiskach, hierarchii. Dyrektorzy, zastępcy, kierownicy, specjaliści.

Znacznie rzadziej rozmawia się o tym, co naprawdę sprawia, że coś działa. Albo nie działa.

A przecież to nie tytuł decyduje, czy jesteś liderem.

Liderem jesteś wtedy, gdy bierzesz odpowiedzialność.

Masz stanowisko kierownicze?

To nie znaczy, że masz czekać na czyjś sygnał.

To znaczy, że masz podejmować decyzje. To znaczy, że:

  • Zapewniasz terminowość.
  • Dbasz o skuteczność.
  • Pilnujesz zgodności z prawem.
  • Monitorujesz efektywność działania.
  • Rekomendujesz rozwiązywanie problemów.
  • Oferujesz wsparcie zespołowi.
  • Reagujesz, gdy coś nie działa i potrafisz przewidywać sytuacje kryzysowe.

Lider nie musi znać wszystkich odpowiedzi.

Ale musi umieć powiedzieć: „To mój temat. Moja odpowiedzialność.”

W silnych organizacjach odpowiedzialność nie kończy się na zarządzie.

To łańcuch ludzi, którzy czują się współgospodarzami tego, co tworzą:

  • dyrektorzy i zastępcy,
  • kierownicy i koordynatorzy,
  • specjaliści – jeśli samodzielnie prowadzą proces.

Bo jeśli ten łańcuch czeka, a zespół milczy – nawet najlepiej zarządzana instytucja zaczyna dryfować.

Zadaj sobie dziś kilka prostych pytań:

  • Działasz czy zwlekasz?
  • Decydujesz czy unikasz?
  • Przejmujesz inicjatywę czy rozkładasz ręce?
  • Motywujesz czy trzymasz kciuki?
  • Monitorujesz i usprawniasz czy po prostu jesteś?

Bo kierowanie to nie funkcja w stopce maila.

To sposób, w jaki traktujesz pracę i ludzi.

A z perspektywy mojego własnego rozwoju?

Wiem jedno:

Tam, gdzie jestem dziś, to w ogromnej mierze efekt mojej pracy, brania odpowiedzialności i ciągłego uczenia się, rozwoju.

Rozwijam się, bo chcę. Bo szukam rozwiązań. Bo wyciągam wnioski.

Bo od lat stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej.

Bo pamiętam, że kierowanie to odpowiedzialność i przywilej.

Wiola 🎀

Szacunek to nie opcja. To fundament

Wiem, że entuzjazm po wyborach miesza się dziś z goryczą. I słusznie – demokracja nie polega na tym, że wszyscy myślą tak samo.

Demokracja to także krytyczne spojrzenia, niewygodne pytania, zaniepokojenie kierunkiem zmian. Dziękuję za te głosy. One też mają znaczenie.

Tak, frekwencja mogła być wyższa. Tak, Koalicja Obywatelska nie jest monolitem, ale przecież nigdy nie miała nim być. PSL nie udaje, że ma takie same poglądy jak Lewica, ani że wszyscy patrzymy na świat identycznie.

Różnimy się a mimo to chcemy ze sobą rozmawiać. I właśnie na tym polega siła demokracji: że zamiast wybierać między jednomyślnością a wojną, wybieramy współpracę.

Wiem, że dużej części Polaków trudno jest dziś traktować ten wybór jako zwycięstwo. Ja głosowałam na Rafała Trzaskowskiego. To był według mnie najlepszy wybór. Głosująca większość Polaków zdecydowała inaczej. Na tym polega demokracja.

Dlatego dziękuję wszystkim z Was, którzy poszliście do urn. Dziękuję też tym, którzy dziś patrzą krytycznie i pytają: czy to wystarczy?

Nie, to nie wystarczy. Teraz czas na odpowiedzialność – po obu stronach.

Władza musi słuchać.

Społeczeństwo patrzeć na ręce.

A my, polityczki i politycy musimy zrozumieć, że wzajemny szacunek to nie opcja.

To fundament.

Wioletta Śląska-Zyśk

“Być człowiekiem w czasach hałasu”

W świecie, który krzyczy, być cicho, to akt odwagi. W świecie, który dzieli, budować mosty, to heroiczny wysiłek.

Coraz częściej łapię się na tym, że najprostsze pytania są dziś najtrudniejsze: „Jak się masz?”, „Czego się boisz?”, „Co mogę dla ciebie zrobić?”.

To one budują wspólnotę. A wspólnota buduje Polskę.

Nie interesuje mnie polityka krzyku. Interesuje mnie polityka relacji.

Bo Polska, o jakiej marzę, to kraj, w którym nie pytamy: „Z kim jesteś?”, tylko: „Jak możemy być razem?”.

Historia pokazała, że największym wrogiem demokracji jest strach.

A jej największym sprzymierzeńcem – nadzieja.

Zbyt długo daliśmy się wciągnąć w logikę lęku: przed innością, przed zmianą, przed sobą nawzajem.

Tymczasem siła nie polega na tym, że głośniej krzyczymy.

Siła to empatia.

Siła to odwaga, by nie zgadzać się z kimś, ale wciąż patrzeć mu w oczy.

Siła to wiara, że Polska może być domem dla wszystkich – bez względu na to, czy mówią „wspólnie”, czy „inaczej”.

Jan Paweł II powiedział: Człowiek jest piękny, gdy jest człowiekiem.

Nie kiedy jest idealny. Nie kiedy jest bezbłędny. Ale kiedy pozostaje człowiekiem – uważnym, czułym, mądrym.

Dlatego dziś, w tym głośnym świecie, wybieram ciszę, w której słychać drugiego człowieka.

I głosuję na Polskę otwartą, spokojną i mądrą.

Bo wierzę, że wciąż możemy być solidarni ze sobą. 

I na przekór powiedzeniu, jakie ostatnio widziałam w rysunku satyrycznym: 

„Kto jest największym wrogiem Polski? Polacy.” 

Do zobaczenia przy urnach!

Ta strona używa plików cookies.
Polityka ciasteczek
Informacje o cookies
AKCEPTUJĘ